Jr 7, 23-28
Ps 95 (94), 1-2. 6-7c. 7d-9
Łk 11, 14-23
Osądzanie rzeczywistości jest moim pierwszym przykazaniem, który po prostu się dzieje, jest odruchem.
Patrzę na mój schemat mnie i mojego życia. Ułożyłam go według daru dobrych pragnień złożonych we mnie i w każdym człowieku w czasie stworzenia.
To mój dom.
To moje królestwo.
To, co wiem.
To, co widzę.
To, co słyszę wokół.
To, co wybieram.
To, co czynię.
To, co mówię.
To, co przychodzi do mnie z zewnątrz, od czasu, od wydarzeń, od innych....
Nawet ten schemat pokazuje moje pierwsze przykazanie - podzielić, rozdzielić, porządkować.... Pokazuje, że nie zawsze coś jest złe lub dobre.
Złe lub dobre stają się moje odczucia, to jak je nazwę, według jakiego kryterium, motywacji.
gn
gn Mi 7, 14-15. 18-20 Ps 103 (102), 1b-2. 3-4. 9-10. 11-12 Łk 15, 1-3.11-32 Tak łatwo przeoczyć dzień, gdy ma się cały rok przed oczami. Całe życie przed sobą. Tak łatwo przeoczyć ten dzień, ten jeden, bo już tyle dni poza mną. Dzisiaj. Jezus ma dwa rodzaje słuchaczy. Jedni to ci, którzy uświadamiają sobie, że żywią się byle czym. Budzi się w nich tęsknota za domem, gdzie byli bezpieczni, pełni pokoju o swój byt, nakarmieni, radośni. Tak tęsknili Izraelici, osiadli na kamiennej ubogiej ziemi wokół Jerozolimy, a pod powiekami mieli obfite pastwiska Baszanu i Gileadu, które już do nich nie należały. Celnicy i grzesznicy. Marzyciele Królestwa Boga. Wystarczyło tylko usiąść z nimi do stołu a rozpoczynało się nowe Wyjście wśród cudów. Tak łatwo dostrzegają Pasterza. Gromadzą się wokół Niego. Wystarczyło ich tylko obudzić. Obudzić ich pierwotną godność, znaczenie. Mówią, że nie szata zdobi człowieka, ale dla tego, kto nie ma szaty, ona staje się nowym wszystkim. Oddać stare szaty Bogu. On jeden wie, co z nimi zrobić. Oddać stare życie Bogu. Czasem wyrywamy je z Jego Ręki ciągłymi wyrzutami sumienia, lękiem, jak to będzie.... Sandały i pierścień. Cóż wart człowiek bez przynależności, bez dziedzictwa? Bóg jest Ojcem dla wdów i sierot. Jest dziedzictwem powracających z niewoli. I jeszcze uczta. Doceni ją ten, kto usługuje do stołu i nagle o poranku dostanie wspaniałe śniadanie do łóżka.... Jak bardzo jest dla Kogoś ważny. Jezus ich przygarnia. Jezus ma też drugą grupę słuchaczy. Oni nie powracają, oni nie żyją na pustyni, oni żyją w świątyni, w gospodarstwie samego Boga. Faryzeusze i uczeni w Piśmie. Dla nich też zadzwonił budzik. Coś drgnęło w nich, bo przyciąga ich ten Człowiek. Jednak w ich sercach nie ma tęsknoty za Królestwem. Oni są królestwem. Chcieliby mieć tego Człowieka po swojej stronie. Nie są ślepi i głusi, ale im do końca nie pasuje. Chcieliby Go ubrać w swoje szaty, dać Mu swoją godność. Zaczepiają Go słowem, pomrukiem nagany, chcą być w centrum wydarzenia, robią zamieszanie. Chcą odciągnąć Go od „tamtych”. Bóg, który jest Ojcem, nie gniewa się, nie krzyczy a tłumaczy. To do nich wypowiedziane są wielkie słowa: - „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy.” Mentalność dzieci żyjących w domu rodzinnym. Wszystko im się należy. Miejsca i zaszczyty. To oni pracują w tym domu, pracują dla Niego. Nie mają swojego życia, wszystko poświęcają dla sprawy. Wszystko mają, ale ciągle się skarżą, że inni mają lepiej a ojciec wcale nie jest taki idealny.....i gospodarstwo przeżywa kryzys.... Najdłużej się czeka na domowników. Oni są, słyszą budzik, ale nie są gotowi na zmiany. Bronią swojej pozycji, zamiast się otworzyć i cieszyć. Tak łatwo przeoczyć ten dzień. Nie być gotowym na zmianę. Leniwie spoglądać przez okno, spieszyć się do pracy, wreszcie się wyspać, porobić coś dla siebie.... Jak to w sobotę. Budzik dzwoni. Pasterz go nastawił dla mnie. Czeka. „Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości. Wrzucisz w morskie głębiny wszystkie ich grzechy. Okażesz wierność Jakubowi, Abrahamowi łaskawość, co poprzysiągłeś przodkom naszym od najdawniejszych czasów.” Nie ma trzeciej grupy.... gn Rdz 37, 3-4. 12-13a. 17b-28 gn Jr 18, 18-20 Ps 31 (30), 5-6. 14. 15-16 Mt 20, 17-28 Spotykam Amerykanina i pytam, - jak się masz? A on odpowiada - Dobrze.... Prawda, czy fałsz? Niemożliwe.... nie może być dobrze, bez problemów?? Kupiłam wymarzoną zabawkę i się zepsuła, jedyny syn zachorował, zdradził mnie mąż, urodził mi się wnuk z rzadką chorobą, zepsuła mi się rura, kran znów cieknie, lekarz nie wie, co mi jest, zdalne nauczanie mnie wykańcza, telewizor znów kłamie.... A ja chcę żyć!! Chcę być wolna!!! Od tego wszystkiego... Proszę.... Jezus trzeci raz zapowiada swoim uczniom, że idzie do Jerozolimy. A tam.... Chce, aby poszli z Nim. Tylko tyle. Aby Mu towarzyszyli. Ale oni nie chcą. Oni już mają swoją samotność. Oni już znają i mają tych, którzy im na codzień ubliżają, kłamią na ich temat.. Oni już znają, co to znaczy mieć nieuczciwą konkurencję kopiącą doły... Oni znają, co to wstyd, nagość, poniżenie, przymus. Oni wiedzą, co to strata.... Nie chcą iść za Jezusem. Chcą żyć bez tego wszystkiego. Proszą, proszą, proszą..... Jezus patrzy z Krzyża. Dokonało się. Wszystko jest już dostępne. Kocham cię. Czego pragniesz? Patrzeć na Ciebie, na Twój Krzyż i prosić Cię: - spraw, aby syn zdał maturę - spraw, aby synowa szczęśliwie urodziła zdrowe dziecko - spraw, aby wyzdrowiał mój mąż leżący pod respiratorem w śpiączce. Niech wróci do nas. - spraw, aby fala powodziowa ominęła nasz dom - spraw, aby udało mi się wreszcie naprawić zepsutą pralkę - spraw, aby moje dzieci się nawróciły - spraw, aby ......... Jestem matką. Jak dobrze, że to Ty Jezu, że to Twój Krzyż. Mogę patrzeć na Ciebie i Cię adorować, czcić, płakać, prosić.... prosić...... prosić... Coś mówisz? „Pójdź za Mną”? „Pij mój Kielich”? „Służ każdemu z przyjemnością”? „Naśladuj Mnie”? .................... Już się nie oburzam na tamtą matkę, na tamtych uczniów. Jestem matką, jestem uczniem Jezusa. On mówi, że idzie do Jerozolimy. On mnie pyta: - Czego pragniesz, dziś? ..................... Adorować, czcić czy naśladować? ..................... Chyba pęknie mi serce...... Po co mi to dziś powiedziałeś?? Bo ja.... chciałam, chcę tylko żyć........ ????????????❤️
Legalizm jest wygodny.
Nazwy faryzeuszów nie są nadane przeze mnie. Tak są w oryginale. Można się z nich pośmiać. ???? gn I znów pod górę. Czy aby? Trudne nauczanie Jezusa i postawiony przez Niego wymóg. Czy aby?
Bądź miłosierny. Wszystko poza tym jest grzechem. To, co najbardziej zagradza drogę do miłosierdzia jest sąd, osądzanie, rozstrzyganie o kimś, o czymś, nadawanie osobom, wydarzeniom znamion emocjonalnej etykiety. Osąd jest zawsze wydaniem wyroku - akceptacji lub potępienia, dezaprobaty. Czasem wystarczy, że spojrzę, posłucham i już wiem, że kogoś lubię bardziej a kogoś mniej. Jeśli mniej, to automatycznie moja twarz obrazuje to, co czuję, albo słowa sprawiają, że wszyscy wiedzą, co o tym myślę. Zdarzyło wam się mieć dobre zdanie o kimś nowo poznanym, takie dobre nastawienie a potem jedno słowo, jedno wydarzenie i szala się odwraca? Ktoś, coś, przypalił mi do żywego i nie ma już otwartości, życzliwości, bliskości i... odpuszczenia, przebaczenia... Żeby dokonał się powrót do stanu poprzedniego, MUSZĄ być spełnione warunki. Moje warunki, ale nie przeze mnie dokonywane. O dawaniu nie ma już mowy. Zastygały w oczekiwaniu na zmianę drugiej strony, szukając ciągłych usprawiedliwień, wymówek dla własnej postawy.
Od rana do nocy, w naszych procesach myślowych dokonuje się nieustanny sąd. I szufladkowanie. To już było. Przy Kainie i Ablu. Szufladki z napisami. Błędne koło. Nawet częste spowiadanie nie daje na dłuższą metę wyjścia z ciemnego tunelu. Wystarczy iskra. I jestem na właściwych torach emocji. Jak hasło i odzew. Nieustannie osądzam rzeczywistość i wydaję wyroki z zastosowaniem kar lub nagród. Wet za wet, oko za oko a sprawiedliwość musi być po naszej stronie..
Jak być panem/ panią swoich emocji? Czy to jest możliwe? Jak zapanować nad sobą?
Grzech i winę traktujemy przedmiotowo. A przecież to jest postawa, czasem utrwalona nawykami, to jest reakcja na wydarzenie, osoby...
Jak mam nie osadzać, skoro Bóg mnie osadza? Wydaje wyroki. Jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza a za zło karze. Dlaczego mam nie osądzać, skoro Bóg to robi?
Czy aby na pewno? Jeśli tak, to jak może współdziałać z nami dla naszego dobra? (Rz 8,28) Osądza grzech a nie mnie?
Znów traktuję grzech jako przedmiot, wytwór moich rąk, ust, nóg.... A co ze mną?
Chińska bajka. Pewien rolnik miał konia. Inni ich nie mieli, mówili do niego - Ale ci dobrze, masz konia. On im odpowiadał - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Pewnego dnia koń mu uciekł i nie wracał. Sąsiedzi zaczęli go pocieszać. -Taki byłeś szczęśliwy a dziś takie zło cię spotkało. A on odpowiedział - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Po pewnym czasie koń wrócił i przyprowadził ze sobą inne konie. Ludzie zaczęli klaskać - Ale jesteś szczęściarzem. Miałeś konia, który ci uciekł a teraz masz trzy. On im odparł - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Rolnik miał syna, który z nim pracował. Zapragnął on oswoić konie i w czasie treningu spadł i złamał obie nogi. Sąsiedzi zaczęli ubolewać nad rolnikiem, jakie to wielkie nieszczęście go spotkało. A on im odparł. - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Do wsi przyszło wojsko i zaczął się pobór do wojska na wojnę. Zabrali wszystkich młodych ludzi, oprócz syna z połamanymi nogami. Płaczący sąsiedzi powiedzieli do rolnika- Ależ masz szczęście.!! A on im odparł - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Z wojny nie wrócił nikt z młodych ludzi a syn naszego rolnika wyzdrowiał. Ktoś z rozpaczy lub zazdrości podpalił im dom. Wszystko spłonęło, cały dorobek życia. Sąsiedzi załamywali ręce, jakie to nieszczęście na nich spadło. A nasz rolnik im odpowiedział - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Razem z synem zaczął odbudowywać dom. W wykopie na nowe fundamenty, znaleźli garniec z mnóstwem monet. Teraz było ich stać na dwór a nie tylko na dom. Ludzie kręcili głowami, - Ależ on jest szczęśliwy. A on im odparł - Któż to wie, co jest dla nas dobre a co złe. Bajka. Czy tylko?
Nie osądzaj wydarzeń, nie szufladkuj związanych z nimi emocji. Nie rób tego na siłę, zagryzając wargi zębami do krwi. Emocje były, są i będą się w tobie pojawiać. Człowiek ma odruch osądzania wpisany w genach, inaczej nie wiedziałby, czy uciekać, czy walczyć, czy ukryć się. Nie walcz z nim, tylko omijaj. Bo - Któż to wie, co jest dla mnie dobre a co złe. Bóg wykorzystuje nasze grzechy, nasze błędy, żeby doprowadzić nas do nawrócenia. Bóg je wykorzystuje, aby nas przemienić. Rób to samo. „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru.” (Rz 8,28)
Będę pamiętać. Rz 8,28. Będę powtarzać sobie - Któż to wie, co jest dla mnie dobre a co złe. Będę medytować miłosierdzie naszego Pana od dzisiaj każdego dnia, aby stawać się miłosierną. Bo „..Pan, Bóg nasz, jest miłosierny i okazuje łaskawość, mimo że zbuntowaliśmy się przeciw Niemu i nie słuchaliśmy głosu Pana, Boga naszego, by postępować według wskazań, które nam dał przez swoje sługi, proroków.”
Ćwiczenie czyni mistrza. Będę nim ja. A ty?
❤️ Ps. 1 Tes 5,23-24 Bóg chce uświęcać dziedzinę moich emocji i relacji z innymi i z samym sobą.
Granica między snem a jawą jest ulotna i miesza ze sobą oba porządki. Piotra, Jakuba i Jana zmorzył sen zmęczenia po uciążliwej wspinaczce na górę Tabor. To naprawdę duży wysiłek. Gdy się ocknęli - zobaczyli, poczuli i usłyszeli. Piotr wyrwał się ze słowami: "Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawmy trzy namioty.." Czyżby Piotr mówił jak człowiek "przetrącony"? Dlaczego tak odbieramy jego słowa?
Góra Tabor /fot. gn/ Uczniowie zobaczyli chwałę Jezusa, ta chwała w znaku obłoku stała się ich udziałem, bo ich też ogarnęła. Poczuli ją na swoich twarzach. Przestraszyli się, bo wiedzieli, co to znaczy. Tę wiedzę wyjawił intuicyjnie Piotr. Coś mu się skojarzyło....
Mówi się, że gdy ktoś dobrze się nauczy czegoś na pamięć, to wyrwany w środku nocy, będzie to pamiętał bezbłędnie. W taki sposób został wyrwany ze snu Piotr. Co tak mocno sobie zapamiętał, że powiedział o namiotach widząc Chwałę Jezusa i dwóch mężów z Nim rozmawiających?
Słyszał, że rozmawiali!. Rozmawiali o Bożych planach zawarcia Nowego Przymierza, które ma się dokonać w Jerozolimie. To przecież był Mojżesz, który zawarł wraz z ludem Izraela Przymierze z Bogiem. To przecież był Eliasz, który jako prorok zapowiadał nadejście Mesjasza (księga Malachiasza). Nie mogli rozmawiać o niczym innym, jak o Passze Jezusa.
Piotr zapamiętał sobie, jak Bóg wyprowadził lud z niewoli Egipskiej; jak go prowadził przez pustynię w słupie obłoku; jak ten obłok okrywał Namiot Spotkania, gdy Bóg zstępował do niego, aby rozmawiać z Mojżeszem jak z przyjacielem; jak w chmurze trzęsienia ziemi zostało zawarte Przymierze na Bożej górze Synaj.
Proste skojarzenia Postawmy trzy namioty.
Góra Tabor stała się dla Piotra Namiotem Obecności samego Boga. I On w nim był. I Piotr w Nim był. Otoczony. Przeraził się, bo nikt, kto ogląda chwałę Boga, nie może pozostać przy życiu (doświadczenie Mojżesza). Dopiero Nowe Przymierze, zawarte na świętej Bożej górze Syjon, która po hebrajsku znaczy „Wysoka”, dawniej zwaną górą Moria, która po hebrajsku znaczy „Wybrana przez Jahwe”, skutecznie zmieni tę śmiertelną konsekwencję. Raz na wieki. Piotr słyszał, jak oni o tym rozmawiali.
A potem dało się słyszeć polecenie posłuszeństwa Jezusowi („Jego słuchajcie”). Mojżesz i Eliasz już to wiedzieli. Byli synami ojca Abrahama. Też posłusznego. Teraz dowiedzieli się uczniowie. Ojciec ukazuje przed nimi wyższość Syna Bożego nad całym Starym Przymierzem. Jest On pełnym i ostatecznym wypełnieniem obietnic Starego Przymierza. Jest On Barankiem uwikłanym w zaroślach. Z własnej woli. Z miłości. Nic Go już nie rozdzieli....
Tylko tyle i aż tyle. W milczeniu zeszli z góry. Nie dziwię się. Po czymś TAKIM?
O czym pamiętam, wyrwana ze snu? Chcę dziś przebywać w Obecności Boga, słuchać Jezusa i być Mu posłuszną. |