UJRZAŁ I UWIERZYŁ.    (J 20,9)

Skończył się Okres Przygotowania Paschalnego (Wielki Post) 2010.
Czy różnił się czymś od poprzednich? 

Cały ten czas znów walczyłam o jego celowość ukierunkowaną na Wydarzenie Wigilii Paschalnej. 
Czas Wielkiego Postu, Wielkiej Modlitwy i Wielkiej Jałmużny nie jest sam dla siebie, choć wielu ludzi tak go odbiera. Jest to dla nich smutny czas odmawiania sobie wielu dobrych i przyjemnych rzeczy.
Ten czas jest mi darowany, by zrobić w sobie nową przestrzeń dla Boga, dla Jego działania. Skosztować "jak dobry jest Pan", aby odwrócić się od swoich zachcianek, złudnych zaspokojeń, złudnych przyjemności i złych skłonności. Dopiero, gdy "skosztuje się" czegoś lepszego, łatwiej zrezygnować z czegoś co jest tylko namiastką, pojednać się z sobą samym, wstrzymać się od odwetu na sąsiedzie, zatrzymać złośliwość na języku za zębami. Trudne nawrócenia.

Ostatnia Wieczerza wprowadziła nas w inny czas - czas Paschalny. Nazwa "Ostatnia Wieczerza" jest myląca i zaciemniająca sens tego, co się wtedy dzieje, bo sens nie leży w tym, że jest to ostatni posiłek skazańca, ostatnia kolacja z uczniami. Jest to ostatnia Pascha Jezusa z uczniami, ostatnia według Starego Przymierza a jednocześnie pierwsza według Nowego Przymierza. 
Mówi się często w tym dniu, że Jezus "ustanowił sakrament Eucharystii i kapłaństwa". Uważam, że jest to wielkie uproszczenie. Nie możemy podchodzić do tych wydarzeń w sposób rzeczowy, ale historiozbawczy. Jezus nic nie "ustanawia", On sobą wypełnia to, co zostało zapowiedziane. Pascha żydowska była sprawowana co roku na pamiątkę wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej. Nie była tylko pamiątką, wspominaniem, ona dla każdego uczestnika była uobecnieniem tamtych wydarzeń. Każde pokolenie dzięki temu miało swój udział w wydarzeniach pradziadów. Była jednocześnie zapowiedzią Paschy Mesjasza, w czasie której zabije się prawdziwego Baranka.
Jezus właśnie spożywa tę Paschę z uczniami wskazując na Siebie jako na Baranka, którego Krew wyprowadzi nowy lud z niewoli grzechu, szatana i śmierci. Rozpoczyna się Pascha Jezusa, Jego przejście przez śmierć do życia, do zmartwychwstania. Jaka szkoda, że nie akcentuje się w czasie Liturgii związku I czytania z księgi Wyjścia z Ewangelią. 
Rozpoczyna się wtedy też moja Pascha, bo zostałam zanurzona w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa poprzez chrzest.
Liturgia się rozpoczęła, ale się nie skończyła, nie było błogosławieństwa, ani rozpoczęcia w Liturgię Krzyża w piątek. Wielu myśli: czwartek mało ważny, piątek już trochę ważniejszy, bo jest Droga krzyżowa, w sobotę już czuć święta po "święconce", ale jest jeszcze tyle do zrobienia i dopiero święta się rozpoczynają na śniadaniu wielkanocnym. To wielkie ogołocenie.
Jesteśmy zaproszeni do uczestnictwa w wielkim Wydarzeniu, które trwa od czwartku wieczór, aż do wieczora niedzieli. 

W tym roku pomagała nam wejść w głębię tych dni Gosia.  
Podkreślała mocno, że są to moje święta, moja Pascha w Chrystusie, najważniejsze wydarzenie w roku. Nie można oddzielać Liturgii od  życia, dlatego jest to święto, Pascha, całego Ludu kapłańskiego, prorockiego i królewskiego w Chrystusie.

Wielki Piątek Pan jest w drodze na Golgotę, przekazuje swoje życie z drzewa Krzyża w czasie, gdy w świątyni Jerozolimskiej składana jest ofiara z baranka. Stare Przymierze wypełnia się w Nowym Przymierzu. 
Oblubienica Kościół, ma być  w tych wydarzeniach razem ze swym Panem z miłości.
Nie ma nic ważniejszego w tym dniu do zrobienia. 
Patrzeć na Krzyż Jezusa  z perspektywy zwycięstwa. Patrzeć na swój krzyż też z perspektywy zwycięstwa, aby nie przygniótł mnie swoim ciężarem, ale wzmocnił. "Nic nie jest dziś ważniejsze od tego, aby z Jezusem powiedzieć: wykonało się. Pozwolić, aby Bóg mnie dziś zbawił, tak Mu się poddać, tak umrzeć, aby doświadczyć zwycięstwa. Krzyż nie uczy cierpiętnictwa, ale zwycięstwa. Cierpienie, które przyjmujemy w Bogu nie niszczy, ale wzmacnia i daje wolność." Dziękuję ci, Gosiu za Twoje świadectwo.

Już tyle było w moim życiu świadomie przeżytych Świąt Paschalnych i zawsze łapię się na doświadczeniu, że muszę przeżyć swój Wielki Piątek. Jakieś nieporozumienia w relacjach, złośliwe burknięcia bez przepraszam, gniew na oporną materię, rozczarowania w zderzeniu z rzeczywistością.... i walka z sobą, aby się nie spieszyć, aby zaufać, że wystarczy, aby być przy moim Panu a nie przy garach i ścierce. Od ponad dwudziestu lat przekonuję się, że wystarczy, że zdążyłam, że warto było dreptać co 2 godziny do kościoła, aby bardziej być niż mieć.

Wielką Sobotę, jedynym dniu bez Liturgii, czuję się zmęczona, pragnę odpocząć razem z moim Panem. Spocząć w tej ciszy, która nabrzmiewa tym, co niespodziewane. Cisza jest brzemienna. Ukrywa coś wielkiego, niesłychanego. Uczniowie się spodziewali, a Jezus uczynił coś innego. 
Co roku wiem, spodziewam się, a jednak zostaję zaskoczona eksplozją Liturgii Wigilii Paschalnej. Tutaj dokonuje się to, do czego przygotowywałam się przez 40 dni. Na nowo wybieram Jezusa w swoim życiu, wypowiadam to głośno wraz z całym Kościołem, ślubuję Mu wierność Przymierzu, a on przyobleka mnie w białe szaty wypłukane we Krwi Baranka. 
Alleluja!!! 
On zmartwychwstał!!!! 
Ta noc jest pełna blasku!!!
Piotr z Janem zajrzeli rankiem do grobu Jezusa. Ujrzeli i uwierzyli. 
Zajrzałam do grobu Jezusa, do mojego grobu. Ujrzałam, co jest największe i najważniejsze w moim życiu. Uwierzyłam. Nikt i nic nie odbierze mi radości, którą mam w Tobie.  
Grażyna N.