Polecamy
Kto jest online?
Naszą witrynę przegląda teraz 7 gości 
Statystyki od 2015.02.06
Wizyty [+/-]
Dzisiaj:
Wczoraj:
Przedwczoraj:
133
591
351

+240
W tym roku:
Last year:
26356
93788
-67432
Strona główna PRZECZYTANE w sieci PRZECZYTANE w sieci Dobrze mi w niszy

O śpiewaniu z tatą, karierze mamy i życiu mocniejszym niż śmierć z Natalią Niemen rozmawia Szymon Babuchowski.

Jakub Szymczuk /gn

Szymon Babuchowski: Oglądałem Twój opolski występ kilkanaście razy. Za każdym razem z tym samym skutkiem: gęsia skórka na całym ciele, łzy w oczach. Jak to się robi?

Natalia Niemen: Myślę, że to działanie Pana Boga.

Bo tak naprawdę w kwestii technicznej i emocjonalnej nie wszystko poszło dobrze. Odsłuchy nie odzywały się tak jak na próbie, a sama też czułam się bardzo słaba, stremowana i zdenerwowana. Ale po wielu doświadczeniach życiowych i przejściu różnych etapów drogi z Panem Bogiem cieszę się, że opinia ludzka nie jest już dla mnie tak ważna jak kiedyś. Choć liczę się z nią, najbardziej cieszy mnie to, w jaki sposób wielu ludzi odebrało moje wykonanie piosenki „Dziwny jest ten świat”. Niektórzy opisują to właśnie jako ciarki, inni mówią, że płakali. Wiem, że nastąpiło tu połączenie różnych czynników – wielu ludzi z sentymentem podchodzi do mojego taty, więc fakt, że jego córka śpiewa, może wzruszać. W dodatku ten Niemen pojawia się na telebimie, a ja jeszcze dodaję od siebie na koniec parę słów. Ale myślę, że to Duch Święty objawił się w tym wszystkim.

Ile kosztuje artystę takie śpiewanie całym sobą? Czy to bardzo wyczerpujące?

Kiedy wyśpiewuję treści, które poruszają mnie w stu procentach i z którymi się identyfikuję, wtedy jest większa ekspresja i większe zmęczenie. To trochę tak jak wyrażanie siebie podczas komunikacji werbalnej z drugą osobą. Gdy coś bardzo porusza, gniecie, raduje, unosi, to gestykulujemy, niemal krzyczymy. Dla mnie śpiewanie jest takim przedłużeniem mowy. Hołduję stylowi wokalnemu takich artystów jak czarnoskórzy „krzykacze” z lat 60., na przykład Otis Redding czy Ray Charles, których podsuwał mi do słuchania tata. Bardzo lubię też śpiewaków flamenco. Są tacy muzycy, którzy z lubością inspirują się artystami lirycznymi, natomiast ja – myślę, że z powodu temperamentu – lubię, kiedy jest „ciupnięcie”; kiedy z wykonawcy wychodzi autentyzm i śpiewa się całym ciałem.

Czy to, że śpiewałaś z tatą, wywołało w Tobie dodatkowe emocje?

Te „rodzinne” emocje były odłożone troszkę na bok. Występ przed kamerami telewizyjnymi z taką piosenką, w duecie z ojcem, w tonacji niedostosowanej do mojego sopranowego głosu – to wszystko tworzyło tak wielopoziomowy stres, że ta kwestia trochę mi umknęła. Może dlatego, że była czymś oczywistym? Niestety, odkąd zaczęłam śpiewać publicznie, nasza polska „życzliwość” objawiła mi się w postaci głosów bardzo bolesnej i mało obiektywnej krytyki. Pozostał strach przed tym, czy znowu nie będę musiała słuchać złych rzeczy na swój temat. To zabiera mi sporo relaksu w muzykowaniu.

Trochę mnie zaskoczyło, że przesłanie, którym zakończyłaś utwór, odniosłaś w późniejszych wypowiedziach do takich „życzliwych” osób. Ze sceny brzmiało ono bardziej uniwersalnie...

Myślę, że ono było uniwersalne i może, czy nawet powinno być tak odbierane. Ale bezpośrednio skierowałam je do kilku starszych panów, którzy od śmierci mojego taty publicznie robią „czarny PR” mojej mamie, siostrze i mnie. Rozpowiadają o nas nieprawdziwe rzeczy, dlatego że staramy się dbać o utrzymywanie pamięci o Czesławie Niemenie w wartościowej formie. Ci ludzie natomiast bardzo chcieliby, aby Niemen był przypominany w sposób pozbawiony jakości, na przykład przez wydawanie pirackich płyt. Jedna z tych osób dwa tygodnie po śmierci mojego taty zadzwoniła do mamy, proponując stworzenie czegoś na kształt Gracelandu, tylko nie z Elvisem, a z Niemenem w roli głównej – bicie wizerunków na kubkach, koszulkach itd. To jest straszne, kiedy oczernia się wdowę w imię – rzekomo – dobra, a tak naprawdę po to, by załatwiać swoje brudne interesy. I pomyślałam sobie, że to będzie dobry moment, żeby publicznie się do tego odnieść. Ale wiem, że wiele osób zrozumiało ten mój „krzyk” na swój sposób, odniosło go do swoich prywatnych bolączek.

Wyśpiewałaś go językiem biblijnym, który niezbyt często płynie z festiwalowej sceny. To mocne świadectwo.

Słowa, że „życie jest mocniejsze niż śmierć”, towarzyszą mi od śmierci mojego taty. Ten okres był dla mnie trudny w dwójnasób, ponieważ byłam wtedy w ciąży. Zetknięcie rodzącego się życia i śmierci było dla mnie doświadczeniem niezwykle mocnym, bolesnym, przeszywającym, rozrywającym. Cierpiałam, bo przygnieciona żałobą nie byłam w stanie opiekować się pierworodnym synem tak, jak chciałam. I wtedy, na jakimś spotkaniu, ktoś ze znajomych chrześcijan dał mi kartkę wyrwaną z zeszytu, właśnie z tymi słowami: „Życie jest mocniejsze niż śmierć”. Spojrzałam na nią i myślę sobie: „No i co z tego? Ja teraz cierpię i nie wiem, czy w ogóle dziecko dobrze wychowuję w tej depresji”. Kartkę znalazłam po kilku latach i odtąd te słowa towarzyszą mi podczas koncertów. W momentach improwizowania czuję, że muszę to wyśpiewać, właśnie to zdanie.

Temat przewodni Natalii Niemen?

Myślę, że coś jest na rzeczy. Cieszę się, że i tym razem Duch Święty sprawił, że mi to nie umknęło. Bo to coś, co ludzi porusza. W niewidzialnej przestrzeni życiorysów naszych oraz poprzednich pokoleń zawarty jest zapis walki życia ze śmiercią. I od Boga dany płomyk tego życia, którego człowiek pragnie, bez względu na to, czy jest nawrócony, czy nie. Nawet jeśli w jego życiu – fizycznym, emocjonalnym, duchowym, jakimkolwiek – jest śmierć, to jednak życie jest mocniejsze niż śmierć.

Czy ktoś z bezpośrednich adresatów Twojego przesłania odezwał się po opolskim występie?

Ci ludzie nie odzywają się do nas, ale doszły do mnie głosy, że między sobą o tym rozmawiają, bo poczuli się dotknięci. Oni twierdzą, że nie są ludźmi złej woli. A ja naprawdę wierzę, że mogą się zmienić. Chociaż myślę, że czasami tylko cud Boży może człowieka złamać i sprawić, że coś w takiej osobie obumrze, żeby narodzić mogło się coś. Myślę, że zwykle plują jadem osoby, które tak naprawdę siebie samych nienawidzą. Które zostały głęboko skrzywdzone w różnoraki sposób i nie mogą z tym sobie poradzić. Każdy z nas jest w jakimś stopniu skrzywdzony, ale warto podjąć próbę przepracowania kompleksów, poczucia odrzucenia, braku akceptacji. Tylko że najpierw trzeba zgodzić się na to, że coś takiego w nas jest. Jeśli ten etap nie będzie osiągnięty, to człowiek zamyka się i brnie coraz dalej – w nienawiść do siebie, do innych, oddalając się od możliwości przyjęcia bezwarunkowej miłości Bożej. To jest zamknięte koło. Dlatego z całego serca życzę tym ludziom, żeby udało im się to przełamać; żeby stali się ludźmi wolnymi.

Trochę rozbawiła mnie zachęta prowadzącej koncert Marii Szabłowskiej, żebyś częściej dla nas śpiewała. Bo przecież cały czas śpiewasz, tyle że o Jezusie. Czy nie jest to dołujące dla Ciebie, że ciągle funkcjonujesz w niszy?

Mnie się to akurat bardzo podoba. Myślę, że był głęboki sens w tytule mojej debiutanckiej płyty z 1998 r. – „Na opak”. Bo wobec celebryckiej, autolansiarskiej rzeczywistości jestem naprawdę na opak. Oczywiście nie czuję się w tym odosobniona. Są ogromne ilości takich artystów, których nie widać w mediach i nie mają z tym żadnego problemu. Bardzo się cieszę, że jestem w niszy; że w prosty, zwyczajny, ludzki sposób mogę wykonywać pracę. To, że się jest artystą, nie znaczy, że trzeba być widocznym w telewizji! Nie muszą grać moich piosenek w radiostacjach, nie muszę wyskakiwać z lodówki, z puszki coli, żebym czuła się doceniana jako artystka. Ale to znowu wszystko dzięki Bogu. Kiedyś miałam takie zapędy, czułam się niedowartościowana i chciałam, żeby trochę więcej ludzi usłyszało o tym, co robię. Natomiast przez różne trudne doświadczenia coś we mnie obumarło i zrodziło się coś nowego. Gdyby nie Pan Jezus, na pewno bym skwapliwie podchwyciła szum, który zadział się wokół mnie po festiwalu opolskim. Pewnie poczułabym „motyle w brzuchu”, myśląc: no, w końcu! A teraz? Błagam: Panie Boże, żeby było tak jak do tej pory. Żebym mogła pracować z zespołem, tworzyć, wychowywać dzieci, sprzątać dom, chodzić po zakupy. Jak normalny człowiek żyć.

I nie zamierzasz w żaden sposób wykorzystać opolskiego sukcesu?

W jakimś stopniu pewnie będę chciała to zrobić, bo od jesieni zaczynam z moim zespołem koncerty „Niemen mniej znany”, z okazji 10. rocznicy śmierci ojca. Będziemy grać utwory z dwóch jego ostatnich płyt: „Terra Deflorata” i „spodchmurykapelusza”. Chcemy pokazać, że Czesław Niemen nie był niewolnikiem pięciu przebojów sprzed pięćdziesięciu lat, ale prawdziwym twórcą, który rozwijał się do samego końca.

Ciekaw jestem, jak uda się Wam przełożyć tę trudną, elektroniczną muzykę na brzmienie zespołowe.

W niektórych przypadkach udało się to dość łatwo, bo szkielet melodyczno-harmoniczny owych utworów ujawnia, iż są to przeboje wpadające w ucho. Tyle że warstwa aranżacyjna, wykonawcza, faktycznie wywołuje, na pierwszy rzut ucha, wrażenie, że jest to muzyka niezwykle trudna. Oczywiście musieliśmy też czuwać, żeby nie brzmiało to zbyt tuzinkowo. Ojciec wykorzystywał przecież sporo „dziwacznych” dla przeciętnego odbiorcy rozwiązań aranżacyjnych, brzmieniowych. I ten element nieobliczalności brzmienia chcemy zachować. Ale jednocześnie zależy nam, by było to „zjadliwe” dla ludzi.

Parę lat temu śpiewałaś: „Jestem mamą – to moja kariera”. Podtrzymujesz te słowa?

Jak najbardziej! Nie dalej jak wczoraj, będąc fizycznie wyczerpana po kolejnym wywiadzie i autoryzacji, mając dość zajmowania się „sprawą opolską”, pomyślałam: kurczę, jak to dobrze, że moja prawdziwa kariera to właśnie bycie matką! To mój sukces! I strasznie mnie wkurza to „europejsko-zachodnio-aglomeracyjne” wciskanie kobietom kitu, że nie powinny marzyć o karierze matki; że jeśli cieszą się z bycia kurą domową, to znaczy, że jest z nimi coś nie tak. Na szczęście „ludzi dobrej woli jest więcej” i właśnie w tej niszy pozacelebryckiej – poza silikonowo-botoksową, sztuczną rzeczywistością – są miliony normalnych kobiet ciężko pracujących, dających z siebie wszystko, zużywających się przy tym. Ja się zużywam. Ale tak ma być. Takim kobietom chcę kibicować.

 

Natalia Niemen

Wokalistka, debiutowała w 1998 r. solową płytą „Na opak”. Występowała m.in. z chórem TGD, New Life’m i kwintetem Piotra Barona. Obecnie pracuje nad materiałem „Niemen mniej znany”, w którym zaśpiewa piosenki swojego ojca – Czesława Niemena.